na szczęście ideały kulinarne futuryzmu i faszyzmu rozeszły się. Mussolini zaczął promować idealną kobietę i omlet.
Idealna kobieta miała szerokie biodra, płodziła nową armię dla Wodza z frekwencją królika i gotowała oszczędnie, najchętniej zupę jarzynową. A omlet miał być zielono-biało-czerwony.
Książką promującą oszczędność była "Żyć dobrze w trudnych czasach". Tylko, że książka potwierdzała zasady według których żyła większość Włochów, niezależnie od trudniejszych czy lepszych dni: po minestrone podawano sznycelki w bułce tartej, risotto z grzybów idealnie komponowało się z gotowaną marchewką posypaną pietruszką. I tak za czasów Mussoliniego (choć nie koniecznie pod jego wpływem) pojawiła się tradycyjna kuchnia włoska.
Za to Mussoliniemu niewątpliwie zawdzięczamy obecność kiści peperoncino na targu w Bolzano: Il Duce próbował zwłoszczyć Alto Adige propagując akcję zasiedlania regionu przez włochów z południa. Niezbyt mu się to udało. W Alto Adige mieszkają obok siebie dwa obce plemiona. Jedno z nich uparcie mówi po niemiecku, gotuje knedle i kraut. Drugie plemię porozumiewa się po włosku a je spaghetti z peperoncino. W opinii włochów rodowici mieszkańcy Alto Adige (Górna Adyga) to austriacchi o dziwnych nawykach i przyzwoitym winie. A w Merano (Meran) usłyszałam komentarz, że miasto nie jest bezpieczne od kiedy przyjechali do niego cudzoziemcy....Myślałam, że o niemców chodzi, wykupujących na potęgę posiadłości. Ale nie...wiekowa gospodyni mówiła o africani. Czyli sycylijczykach.
PS: repro pochodzi stąd, niby nie włoski faszyzm, a nasz wschodni socrealizm, ale za to pięknie ilustruje i wpisuje się,
Powered by Blogger.
0 comments:
Post a Comment