wywieszam białą szmatę, podpisuję akt bezwarunkowej kapitulacji, wylewam dowód rzeczowy.
O czym jęczę?
Ano moim flagowym projekcie „dennis moore” czyli o lupini. Nie udało się: zaczęły kiełkować od nadmiernego moczenia; potem, choć moczone w solance, pozostały gorzkie (i pisze to osoba lubiąca ciccorię, campari, vernet branca i inne przykre prawdy). Dzisiaj we włoskim warzywniaku znalazłam woreczek łubinu już odpowiednio wymoczonego. „Dennis Moore” trafił do kosza, a ja zaczynam projekt nr. dwa: marynowanie wymoczonych już lupini w oliwie, czosnku i skórce cytrynowej.
Powered by Blogger.
0 comments:
Post a Comment