zdjęcia z ubiegłego miesiąca, nostalgicznie zebrane do kupy bo mi się serce i wątroba skręca, że dom w Ginestra taki śliczny a ja tu moknę na wygnaniu, najpierw w Zielonej Górze, a teraz w Wasserburgu. I tak od lewej strony: kościółek św. Marcina w Poggio; ulica w Ginestra prowadząca wzdłuż starych murów (wygląda na dłuższą i bardziej historyczną niż jest) i dżungla u podnóża 'naszej' góry. Do Poggio Moiano poszłam sama, drepcząc grzbietem wzgórza. Fajnie byłoby opowiedzieć, że była grań, niebezpieczne przejścia, kamienie osuwały się spod stóp, ale droga asfaltowa, szeroka. Nawet szlak oznakowano prawie dobrze, bo kierunkowskaz pokazywał Moiano prosto i w prawo.
Dżunglę odkryłam jeszcze w kwietniu, szukając skrótu z Santa Vittoria w Monteleone do Ginestry . Były pierwiosnki, poplątane korzenie drzew zwisające z kamiennych urwisk.Widziałam też parę dużych drapieżnych ptaków (wielkości sporej gęsi). A potem przeprawiałam się przez strumień, który przecinał drogę. Było z lekka strasznawo, bo dźwięk szorującej po kamieniach wody przypomniał mi sen o wezbranej rzece i opis porowu Hopryny. Wyszło jednak, że strumień głeboki nie był, przejść można było po kamieniach. I podejście pod górę było skrótem do Ginestry. Wróciłam w to samo miejsce w czerwcu z Eli, Martą i JC. Strumień nadal skracał sobie drogę w poprzek naszej scieżki. Gołe ściany pokryła wybujała roślinność. Eli pierwsza zdjęła buty, a ja za nią. Wlazłam po kostki w chłodną wodę. Po kilkunastu sekundach woda była lodowata a podeszwy stóp bolały. Masaż okazał się torturą. Gorzej było tylko na szczycie góry. 40 stopni upału, zero cienia i 2 km do Ginestra.
Powered by Blogger.
0 comments:
Post a Comment