z neapolitańskich zapisków (bez daty)

zwariowane miasto. Jest poniedziałek, czyli normalny dzień otwarcia muzeum archeologicznego. Na bramie przybity list dyrektora: dzisiaj jesteśmy zamknięci z przyczyn nieokreślonych. Wróć jutro. Najwyraźniej nie doszli do siebie po weekendowej wizycie papieża. Via Toledo obłożona stalowymi bramkami, tarasującymi chodniki. Piesi przechodzą więc na jezdnię, mieszając się z samochodami. W banku nie można pobrać pieniędzy.

Pizza w Gallo D'Oro smakuje bosko. Trafiliśmy tam przez przypadek, wędrując vico della neve u podnóża Capodimonte. Rodzina z sąsiedniego stolika zamawia dla nas zestaw neapolitańskich zakąsek i ciasteczka nadziewane nutellą. Ciasteczka są bardzo słodkie, ale krokiety z ryżu nadziewane mozzarella -czysty miodzio. Najgenialniejszą zakąską w łapkę jest chleb neapolitański. W ciasto chlebowe zawinięte jest prosciutto, ser i jakieś zioła. Za rogiem mamy najlepszy sklep z tego typu specjałami; I fiorentini. Nie mam jednak odwagi zamówić flaków, z których zakład słynie.

W hotelu pod JC łamie się deska toaletowa. Zgłaszamy obsłudze. Jutro, pojutrze będzie zreperowana, a my w miedzyczasie sikamy w pozycji stojąco-wypiętej.

Już wiemy, że na Boże Narodzenie i Nowy Rok wrócimy do Neapolu, a nie, jak planowaliśmy wcześniej, do Wenecji.

2 comments:

  1. Bardzo spodobal mi sie tekst notki dyrektora :)
    Lubie Cie czytac; czuje sie prawie, jak bym tam teraz byla...

    ReplyDelete
  2. pod muzeum spotkalismy sfrustrowana turystke z USA. Na Neapol miala 2 (!) dni, to byl jej ostatni dzien i nie zobaczyla nieprzyzwoitych rzezb rzymskich :-D

    Rzeczywiscie, Neapol nie dla ludzi planujacych podroze z zegarkiem w reku.

    ReplyDelete

Powered by Blogger.