poczucie piękna

dopóki nie dostałam w prezencie zielska i pomidorów z ogrodu Anny Marii żyłam w przekonaniu, że na marketing to ja się nie nabiorę. Przez zbyt wiele lat wciskałam kit w sprawozdaniach, curriculum vitae i executive summaries : -)



Gdybym zobaczyła na targu łaciate i popękane pomidory oraz rucolę we wszystkich odcieniach zieleni napewno bym się przy nich zatrzymała. Tymczasem prezent, choć brzydki, okazał się smaczny. Obszarpana rucola była tak aromatyczna, że jej zapach czuć było w całej kuchni. Pomidory były takie jakie pomidory powinny być. Wrodzone skąpstwo nie pozwoliło mi wyrzucić prezentu, który zakończył życie w sałatce z rucoli i pomidorów. I dobrze. Bo do tej pory żyłabym w przekonaniu, że ładne to smaczne.

I tak oto nauczyłam się czegoś nowego. Pytanie tylko: czy o Włoszech czy o sobie?

PS: na zdjęciach rzeczona rucola i pomidory, oraz cukinie z ogrodu Renato (następny prezent)

1 comment:

  1. No właśnie, ja takie mało ładne różności przywożę z ogrodu mamy-smakują lepiej, choć esteta we mnie wybrzydza;)

    ReplyDelete

Powered by Blogger.